Po porannej triadzie – laguna, pływanie i śniadanie – nadszedł czas na odjazd. Jazda autobusami Mayab jest jak zabawa w krzesła na weselu.
Gdy Ci się poszczęści, masz miejsce siedzące, ale jeśli nie ustawiłeś się w kolejce jako jeden z pierwszych, to może być problem.
Na bilecie niby masz numer swojego miejsca, ale pani w kasie z uśmiechem na twarzy powie Ci, żebyś zajął to wolne (co za pierwszym razem bierzesz za lokalną odmianę Ryanair sprzed kilku lat). A gdy się trafi, że wolnych miejsc nie ma (stosunkowo często dzieje się to na uczęszczanych trasach albo gdy nie wsiadasz na pierwszym przypadku), a w dodatku Twoja europejska natura nalega na to, by pojechać autobusem zgodnie z Twoim planem, to pozostaje stanie.
Mieliśmy tak, wracając z Celestún. A że człowiek uczy się na takich 2,5-godzinnych błędach, to tym razem zajęliśmy ostatnie dwa miejsca siedzące (niestety osobno). Radość jak przy kwalifikacji olimpijskiej. Wyobrażonej w każdym razie. Tym bardziej, że ponad 10 osób odpadło w kwalifikacjach i zajęło całe przejście. Pozostało jedynie ubrać polar (klima chodzi w autobusach na maksa), przepchnąć biodrem śpiącego obok starszego pana (zajmował 1,5 miejsca, choć trzeba go uznać za miłego, bo nie chrapał) i można było czuć się zwycięzcą odcinka. W takich sytuacjach nawet 40-minutowe spóźnienie autobusu nie ma znaczenia.
Ostatni etap podróży
Zatoczyliśmy pełną pętlę. I to w najbardziej dosłowny sposób. Na ostatnią noc wróciliśmy do La Casa del Arbol, którą opisywałem na samym początku naszej wyprawy . Lorena była tak kochana, że wyjechała po nas na terminal ADO. Z całego serca polecam to miejsce!
Z samego rana wybieramy się na plażę w Cancún, pożegnać się z Karaibami. Na jakiś czas je opuszczamy, choć przeczucie mi mówi, że jeszcze je odwiedzimy. Pewnie jednak na innym odcinku.
Późnym popołudniem meldujemy się na lotnisku. Mam nadzieję, że tym razem Condor nie zapewni nam takich rozrywek, jak to miało miejsce w czasie lotu z Monachium.
Kolejnego dnia budzimy się w Düsseldorfie i pociągiem ruszamy do Wrocławia. Późnym wieczorem będziemy w domu. Cała podróż z lotniska w Cancún do kwatery głównej plecakapodroznika.pl zajmie 24 h. Jutro zapraszam na podsumowanie całego cyklu!