fbpx

Dominikana: w trzy tygodnie dookoła wyspy – cz. I

przez Piotr Łącki

Obserwowanie humbaków w Zatoce Samana, magiczne Wybrzeże Kokosowe czy architektura nie z tego świata w Higüey. Wizyta na Dominikanie nie musi być jedynie związana z pobytem w jednym z kurortów. Zdecydowanie warto wybrać się na objazd wyspy. Jakie miejsca odwiedzić, których unikać – zapraszam na pierwszą część relacji podróży wokół wyspy.

 

TRASA: Cabarete – Samana – Macao – El Corecito

Po miesięcznym, intensywnym kursie hiszpańskiego wybraliśmy się na wycieczkę wokół wyspy. Pierwszy cel nie był zbyt odległy – była to Samana, oddalona jakieś 3 godziny jazdy od Cabarete. Można tam z łodzi obserwować humbaki – wieloryby, które przypływają tu na gody. Zatoka pełni jednocześnie funkcję porodówki – tu przychodzi na świat kolejne pokolenie. Od połowy stycznia do końca marca można obserwować z łodzi te olbrzymie zwierzęta.

O świcie ustawiliśmy się przy głównej drodze w Cabarete i jeszcze po ciemku wsiedliśmy do busa w kierunku Samany. Po drobnych problemach technicznych – w trakcie jazdy w busie odpadło koło – w okolicach 10:00 byliśmy na miejscu. Po zakwaterowaniu ruszyliśmy do portu, żeby zorientować się w cenach wycieczki na obserwowanie humbaków. W sumie mogliśmy wsiąść na łódź z miejsca, ale postanowiliśmy poczekać jeden dzień i ta decyzja się opłaciła – środa powitała nas pięknym słońcem. Resztę dnia wykorzystaliśmy na eksplorację miejscowości. Zobacz ramkę poniżej.

 

Co warto zrobić w Samanie?

1. Most donikąd

Kilkuset metrowy most łączący stały ląd z maleńką wysepką. Miała to być atrakcja turystyczna, ale jakoś tak nie całkiem wyszło. Przed wejściem na most widnieje informacja w kilku językach o zakazie wejścia na most, więc robisz to na własne ryzyko. My nic niebezpiecznego nie zauważyliśmy. Fajne miejsce do robienia zdjęć.

2. Playa Cayacoa

Publiczna mini-plaża położona przy hotelu Samana Town Beach.

3. Dobra kawa „u Włocha”

Naprzeciwko portu. Mimo całej miłości do comedorów, nie da się tam napić dobrej kawy.

4. Lokalna piekarnia

Po przeciwnej stronie ulicy niż Hostel Oneida, sprzedają olbrzymie pączki oraz ciasto bananowe/marchewkowe.

 

Nasza nauka hiszpańskiego pozwoliła zbić cenę wycieczki o ponad 50% w stosunku do tej oferowanej w internecie. Zasiedliśmy na górnym pokładzie łodzi, by cieszyć się słońcem, morską bryzą i kołysząc się na małych falach, ruszyliśmy niespiesznie w poszukiwaniu wielorybów. Pierwsze 45 minut wypełniała dominikańska muzyka i polewane do woli cuba libre. Atmosfera stawała się coraz radośniejsza. Klimat uzupełniały piękne krajobrazy i widoki. Po prostu błogość w czystej postaci.

Naszą „truskaweczką na torcie” były oczywiście zwierzęta. W drodze widzieliśmy latające ryby. Towarzyszyły nam również delfiny, które, płynąc w linii, synchronicznie wyskakiwały ponad wody zatoki. Trochę leniwe tego dnia okazały się wieloryby. Widząc zdjęcia tych olbrzymów, które wyskakują z wody, by później z impetem uderzyć w jej taflę, sprawiły, że gdzieś wewnętrznie nastawiłem się na takie sceny w czasie naszej wycieczki. Takich rozrywek humbaki nam nie dostarczyły. Mieliśmy za to spotkanie rodzinne – matka ze swoim dzieckiem przepłynęła wielokrotnie tuż przy rufie naszego statku. Zrobiło to na nas niesamowite wrażenie.

W drodze powrotnej okazało się, że nasza łódź, podobnie jak wiele innych, wracając do Samany, spędza kilka godzin na Cayo Levantado, przepięknej wysepce, której przynajmniej połowę zajmuje prywatny resort. Druga część jest dostępna dla wszystkich. Bynajmniej nie byliśmy niezadowoleni z takiego rozwoju sytuacji. Plaża wyglądała jak z bajki – bialutki piasek, przejrzysta woda, palmy kołyszące się na lekkim wietrze. Nic tylko wskoczyć do wody i skorzystać z rajskiego klimatu! W drodze powrotnej wrażenia dopełniło jeszcze kilka drinków i, gdy po 6 godzinach opuszczaliśmy łódź, wycieczkę można było zdecydowanie uznać za udaną.

Tego dnia chcieliśmy przeprawić się na drugą stronę zatoki, do Sabana de la Mar, ale ze względu na to, że ostatni prom tego dnia już odpłynął, pozostaliśmy w Samanie. Kolejny dzień upłynął nam w drodze do Wybrzeża Kokosowego, na wschodnim skraju wyspy. Zdecydowaliśmy się na trasę off the beaten track, ale tym razem zamiast odkryć jakieś niezwykłe miejsca na tym mało uczęszczanym szlaku, po prostu straciliśmy sporo czasu na kolejne przesiadki.

Atrakcją dnia była katedra w Higüey. Potężna modernistyczna bryła z żelbetonu, która nie przystaje do czegokolwiek, co zobaczycie na Dominikanie. Kształtem ma przypominać ręce złożone w modlitwie. Szczególnie warte zobaczenia jest wnętrze – tu widać rozmach francuskich architektów Andrégo Dunoyera de Segonzaca i Pierre’a Duprégo. Bryła świetnie orientuje punkt skupienia odwiedzających na ołtarzu. W środku prosta, bez dominikańskich „kolorowych jarmarków”. Miejsce dla fanów powojennego modernizmu. Higüey to główny ośrodek pielgrzymkowy kraju. Miejsce kultu maryjnego Matki Bożej z Altagracia, patronki Dominikany (główne obchody 21 stycznia). 500 lat po odkryciu Ameryki przez Kolumba papież Jan Paweł II odprawił tu mszę świętą.

Późnym popołudniem dotarliśmy do Macao na Wybrzeżu Kokosowym. Miejsce to wybraliśmy nie przypadkiem – znajduje się ono na skraju strefy turystycznej, zlokalizowanej wokół Punta Cana. Chcieliśmy uniknąć masowej turystyki i po prostu cieszyć się ciszą. Późnym popołudniem wybraliśmy się na plażę, gdzie byliśmy do zachodu słońca niemal sami. Plaża wynagrodziła nam trudy całodziennej logistyki, a ryba (przyrządzona w sposób podobny do naszej “po grecku”) poprawiła humory.

Wrażenia uzupełniały rytmicznie kołyszące się, smukłe palmy. Wysokość fal pokazała, że jest to dobre miejsce do surfingu (jest szkoła) i odpoczynku z dala od rzesz turystów. Kilka sklepów, jeden comedor i trzy hostele w szczerym polu dopełniają obraz Macao. Polecam szczególnie dla osób lubiących ciszę i spokój, wiejski klimat (krowy, kury, psy) z dostępem na piechotę do pięknej plaży. Będąc tu, aż trudno uwierzyć, że kilkanaście kilometrów dalej ciężko jest znaleźć miejsce do leżenia. Miejscowość zaludnia się szczególnie weekendami. Turyści z resortów odwiedzają także tę część wybrzeża quadami.

Rano jeszcze raz wybraliśmy się na plażę, by cieszyć się ciszą, spokojem i szumem oceanu. To było miłe preludium do późniejszego zderzenia się z masową turystyką. Plaże Bavaro i Cortecito należą, według rankingów, do najpiękniejszych na Dominikanie. Po raz kolejny okazało się, że świat resortów nie jest przyjazną przestrzenią dla backpackerów. Pokonanie 12 kilometrów, dzielących nas od Bavaro, trwało 3 godziny i wymagało trzech guagua (bus, podstawa transportu)! Znalezienie sensownego noclegu również było problematyczne.

Wszystko oczywiście wynagrodził nam spacer brzegiem oceanu – biały piasek, turkus wody sprawiły, że nawet te rzesze turystów były jakoś bardziej znośne. Plaża zresztą wieczorami zupełnie pustoszeje – turyści przenoszą się do knajp i restauracji w resortach. Okazało się również, że można znaleźć trochę lokalności w świecie wysokich murów – wizyty w comedorach (bary z jedzeniem) i colmado (sklepy, stanowiące często centrum spożywczo-imprezowe w okolicy) umiliły nam wieczór.

Kolejny dzień upłynął nam na plażowaniu. Rano, ok. 9:00, ruszyliśmy, żeby zrobić kilka zdjęć, gdy plaża jest jeszcze pusta. Później siedzieliśmy w wodzie, popijając piwko, a słońce przyjemnie nas grzało. Choć po jakimś czasie, mimo kremu z mocnym faktorem, musieliśmy skapitulować. Schronienie znaleźliśmy we francuskiej kawiarni, która serwowała niesamowity czekoladowy tort. Ciekawe było spotkanie z Jurkiem, Polakiem z Kanady, który w ciągu 5 minut opowiedział, jak cieszyć się życiem po 60: „Wiecie, trochę alkoholu, seksu, słońca i generalnie optymistycznie trzeba być nastawionym, bez zawiści i negatywizmu” 😀

Popołudniowy spacer wypełniło nam liczenie kolejnych ekip ślubnych na plaży. Las Corales to najwyraźniej wymarzone miejsce na ślub. Masowość turystyki, w tym kolejki 50-70 osób, by wsiąść na statek, już zaczęły nas trochę męczyć, więc następnego dnia wyruszyliśmy odwiedzić południowe wybrzeże. W podjęciu decyzji pomogła pogoda – rano przywitał nas ulewny deszcz. Idealna pogoda na transfer.

Dominikana w ośmiu odcinkach

  1. Gdzie uczyć się hiszpańskiego?
  2. Dominikana: w trzy tygodnie dookoła wyspy – cz. I  (Cabarete – Samana – Macao – El Corecito)
  3. Empanady z jajkiem
  4. Dominikana: w trzy tygodnie dookoła wyspy – cz. II (Bayahibe – Wyspa Saona – Santo Domingo)
  5. La Bandera Dominicana (17.05.2018)
  6. Dominikana: w trzy tygodnie dookoła wyspy – cz. III (Jarabacoa – Punta Rucia – Cabarete; 20.05.2018)
  7. Drinki i koktajle z rumem (24.05.2018)
  8. Cabarete (27.05.2018)


    Dodatek:

  9. Miesiąc na Karaibach za 4282 zł/os.
  10. Objazd Dominikany w trzy tygodnie – ile to kosztuje? + logistyka

 

Nie chcesz przegapić wpisu, który Cię interesuje?
Zapisz się na newslettera! Poinformuję Cię o każdym nowym artykule.

NEWSLETTER

Chcesz być na bieżąco? Zapraszam do zapisania się na newsletter.





Regulamin i polityka prywatności

Przeczytaj również

Close