Na swoje podróże zwykle zarabiałem przed wyjazdem. W czasie odwiedzania różnych krajów spotkałem jednak wielu ludzi, którzy mieli inne podejście – wyjeżdżali i już na miejscu uzupełniali swój budżet. Brak środków nie był dla nich przeszkodą, by wyruszyć w drogę. To oni będą bohaterami dzisiejszej opowieści.
[sociallocker]
1. Gra na gitarze
W maju 2013 roku przechadzałem się po Kapsztadzie. Moja afrykańska, ponad 4-miesięczna samotna podróż dobiegała końca. Gdy szedłem nad brzegiem oceanu, przemknął obok mnie gość na rowerze z polską flagą przyczepioną do bagażnika. Krzyknąłem swojskie „czeeeeeść”, a rower się zatrzymał. W ten oto sposób poznałem Rafała, który żyje z gry na gitarze i śpiewania na ulicach. W tym momencie miał na liczniku ponad 100 000 kilometrów na czterech kontynentach. Całe popołudnie spędziliśmy na rozmowach o podróżach i chyba przyniosłem Rafałowi szczęście, gdyż w czasie naszego spaceru zadzwonił kapitan, oferując mu darmowy jachtostop do Ameryki Południowej. Więcej o podróżach Rafała możecie znaleźć tutaj.
2. Lewitowanie
Frodo poznałem kilka lat temu we Wrocławiu na imprezie. Jego historia od razu mnie zainspirowała. Otóż Frodo od wiosny do jesieni spędza czas na Półwyspie Iberyjskim… lewitując. Z pewnością widzieliście nad morzem albo w kurortach tajemnicze osoby w długiej tunice, które zdają się unosić nad ziemią. Pracując tak kilka godzin dziennie, na zmianę z drugą osobą, był w stanie zarobić wystarczająco, by utrzymać się w słonecznej Hiszpanii i Portugalii. Mieszkał w przerobionym na mieszkanie volkswagenie transporterze (pieszczotliwie nazywanym Dzidą 😉 ).
3. Sprzedaż rękodzieła
Frodo w podróży nie był sam. Reszta ekipy zajmowała się sprzedażą rękodzieła. Większość przedmiotów była wytwarzana w czasie podróży. Ich prace można nabyć również w Polsce, więcej informacji tutaj. Taka forma zarabiania wydaje się idealna dla osób o talentach artystycznych i manualnych.
4. Bańkowanie
Andrzej to kolejna osoba poznana we Wrocławiu. Spotkaliśmy się na Rynku, gdzie zarabiał na podróże, puszczając ku uciesze dzieci wielkie mydlane bańki. Zbierał w ten sposób na bilety lotnicze, a później kontynuował ten rodzaj animacji w czasie podróży. Twierdził, że w zasadzie koszty wyjazdu mu się bilansują, tzn. zarobione pieniądze pozwalają na opłacenie niemal wszystkich kosztów wyjazdów.
Od czasu poznania Andrzeja we Wrocławiu przybyło ludzi, którzy puszczają mydlane bańki. W lecie w zasadzie po każdej stronie Rynku można spotkać przynajmniej jedną taką osobę. W 2017 roku jeden gość przykuł moją uwagę bardzo prostym przekazem zapisanym na kawałku kartonu: „Zbieram na busa”. Podróżnicze marzenie od razu sprawiło, że życzyłem mu powodzenia. W czasie rozmowy powiedział mi (niestety umknęło mi jego imię), że pod koniec lata powinno mu się udać kupić busa i w czasie zimy będzie miał czas na dokonanie potrzebnych przeróbek. Mam nadzieję, że się udało.
5. Praca w barze
Nie zawsze jednak decyzja o zarabianiu w czasie podróży wynika z własnej woli i świadomej decyzji. W czasie pobytu w Great Zimbabwe poznałem parę Greków, którzy przemieszczali się po Afryce autem terenowym, na którego dachu mieli zamontowany rozkładany namiot. Kryzys w Grecji sprawił, że tylko jedno z nich miało pracę, drugie nie mogło znaleźć jej ponad półtora roku. Wtedy postanowili, że życie jest zbyt krótkie, żeby poświęcać całą swoją energię na poszukiwanie pracy i walkę z coraz gorszym samopoczuciem. Sprzedali wiele rzeczy, które posiadali, wynajęli swoje mieszkanie i wyruszyli w podróż. Niesamowici ludzie.
Problem pojawił się, gdy dotarli do najdalej wysuniętego na południe punktu Afryki, Cape Agulhas. Uradowani dotarciem do tego miejsca, wyszli z auta, by zrobić kilka zdjęć. Nie było ich kilkanaście minut. W tym czasie ktoś obrabował ich samochód, zabierając paszporty, komputer i karty płatnicze. Pieniądze z konta zniknęły (po reklamacji w banku udało się je odzyskać, choć trwało to kilka miesięcy), a o kontynuowaniu podróży bez paszportów nie było mowy. Grecy nie mieli innego wyjścia i przyciśnięci do muru musieli znaleźć pracę. On pomagał w kuchni, jego żona pracowała jako kelnerka w restauracji. Na szczęście spotkali wtedy kilku serdecznych ludzi, którzy pomogli im w tym trudnym okresie.
6. Praca w hostelu
Alternatywą do pracy w barze czy restauracji może być zatrudnienie się w hostelu. Taką drogą poszła para z Turcji, którą poznaliśmy z Sandrą w Iquitos w Peru i z którymi podróżowaliśmy Amazonką do Manaus. Aby przedłużyć swoją południowoamerykańską podróż, zatrudnili się w hostelu w Sao Paulo. Za nocleg i niewielkie pieniądze pracowali tam przez dwa miesiące. W przypadku hosteli znajomość języków, szczególnie tych mniej popularnych, może okazać się atutem.
7. Praca zdalna
Najbardziej lubię takie podróże, w których data powrotu jest nieznana albo odległa i stanowi tak daleki horyzont, że można skupić się na byciu tu i teraz, a nie odliczaniu dni do powrotu. W 2017 roku spędziliśmy z Sandrą dwa miesiące na Dominikanie. Ten czas postanowiliśmy częściowo wykorzystać na kurs hiszpańskiego, częściowo na podróżowanie po wyspie. Sandra, która zajmuje się m.in. tłumaczeniami polsko-niemieckimi, wykonywała je zdalnie. Była to dodatkowa kasa, która może nie wystarczała na utrzymanie na miejscu, ale stanowiła dodatkowe środki na jakieś ekstra atrakcje, np. wycieczkę na Wyspę Saona.
8. Wolontariat
Monikę poznałem w Zambii, gdzie była wolontariuszką u o. Jacka, który zajmuje się dziećmi ulicy w stolicy Zambii, Lusace. Ojciec Jacek wykonuje tam niesamowitą pracę, starając się połączyć te dzieci ponownie z rodzinami. Etapem w ramach tego procesu jest pobyt w Home of Hope, domu, który prowadzi w Lusace. Dzieci otrzymują tam dach nad głową, jedzenie, uczą się, a przede wszystkim są z dala od życia na ulicy, pełnego przemocy, narkotyków oraz prostytucji. Monika była tam wolontariuszką i w zamian za wikt i opierunek pomagała Jackowi w jego misji. Monika kontynuowała zresztą zaangażowanie w tego typu działalność również po wolontariacie w Zambii – prowadziła później projekty w Sudanie Południowym i Turcji. Czas w Lusace wpłynął mocno na jej późniejsze życie. Więcej o Domu Nadziei można znaleźć tutaj.
9. Uczenie języka
Kapitałem w czasie podróży może być również znajomość języka. Szczególnie angielski na wysokim poziomie może być przepustką do życia w innym kraju. Bardzo chłonnym rynkiem pod tym względem są Chiny. Zośka, koleżanka z Wrocławia, spędziła w ten sposób rok, ucząc angielskiego w miejscowych szkołach. Samo mieszkanie w Chinach może być również dobrym punktem wypadowym, by odkryć kraje Azji Południowo-Wschodniej. Dzięki tanim biletom lotniczym, oferowanym chociażby przez Air Asia, ta część kontynentu stoi otworem.
10. Praca fizyczna
Gdy kończę powoli ten artykuł w głowie kołacze mi pytanie, które pojawia się często od osób sceptycznych: „A co mam zrobić, jak nie znam angielskiego na poziomie wystarczającym, by pracować w restauracji, nie mam kompetencji, by pracować zdalnie, ani talentów artystycznych?”. Odpowiedzią może być praca fizyczna. Znam sporo ludzi, którzy najpierw jechali do Norwegii, by tam pracować przez 2-3 miesiące i zebrać środki na wyjazd (niektórzy wyjeżdżali przez polskich pośredników). Sam, dzięki pracy w Irlandii, zarobiłem na wyjazd na Bałkany. W Gwatemali poznaliśmy rodzinę z Izraela, która mieszkała przez miesiąc na farmie. W zamian za jedzenie i noclegi pracowali tam kilka godzin dziennie. Przykład strony zbierającej takie oferty możecie znaleźć tutaj. Gdyby interesowało Was również zdobycie wiedzy o zrównoważonym rozwoju i ekologicznym rolnictwie, zapraszam również tutaj.
[/sociallocker]
Okazuje się więc, że nie trzeba być programistą, znanym blogerem ani fotografem, aby zarabiać pieniądze w podróży i realizować marzenia. Na pewno przyda się otwartość, kreatywność i elastyczność. Seniorzy z Jeleniej Góry, z którymi pracuję jako psycholog, nauczyli mnie świetnego powiedzenia: „Kto chce, znajdzie sposób; kto nie chce, znajdzie powód”. Wyżej opisana lista nie jest zamknięta. Pomysły na dorabianie w drodze można mnożyć. A Wy jakie macie sposoby na zarabianie w czasie podróży? Zapraszam do dzielenia się nimi w komentarzach 🙂