fbpx

MDB #11: Marzenia we wspomnienia – flamingi w Celestún

przez Piotr Łącki

Zobaczenie flamingów w ich naturalnym środowisku było naszym marzeniem już od dawna. Wcześniej jakoś się nie składało albo było absurdalnie drogie. Celestún okazało się świetnym miejscem do obserwowania tych niezwykłych ptaków. Dodatkowo można tam zjeść świetne owoce morza oraz pochillować na plaży.

Droga do Celestún

O poranku ruszyliśmy autobusem z Meridy do Celestún. W tym przypadku zdecydowaliśmy się pojechać na lekko, bez plecaków i tego samego dnia wrócić do stolicy regionu. Mimo małego dystansu pokonanie 90 kilometrów zajęło 2,5 h. Autobusy Oriente mają taką właściwość, że zatrzymują się niemal wszędzie. Można dzięki temu zobaczyć więcej małych miejscowości, ale niekoniecznie jest to najbardziej efektywne.

Flamingi – wycieczka na własną rękę w Celestún

Gdy dotarliśmy do portu, z którego startują łódki na wycieczki, potwierdziła się informacja, którą Sandra znalazła wcześniej. Cena za łódkę jest stała i wynosi 1500 peso (Aktualizacja luty 2020! Cena za łódkę to 1800 peso). Maksymalna liczba osób w łódce to sześć. Już po drodze zagadaliśmy parę z Niemiec i postanowiliśmy wspólnie poszukać brakującej dwójki. Okazało się jednak, że łatwiej znaleźć cztery osoby (większość przyjeżdża autem) niż dwie. Popłynęliśmy więc z rodziną z Danii. Znalezienie towarzystwa zajęło jakieś 15 minut.

Wsiedliśmy do łódki, a nasz kapitan odpalił mocny silnik. Z dużą prędkością płynęliśmy najpierw wzdłuż stałego lądu, mijając kilkunastoosobnikowe „rodziny” flamingów. Nasz kapitan nawet nie zwracał na nie uwagi, sunąc po płaskiej jak stół tafli wody. Mieliśmy miejsca na dziobie i świetny widok.

W końcu dopłynęliśmy do miejsca, gdzie flamingów były setki. Niemal równomiernie rozstawiły się na przestrzeni pomiędzy stałym lądem a wyspą. Ich kolor był tak intensywny, że flamingi z wrocławskiego ZOO wyglądają przy nich jak ubodzy krewni.

Z kamerą wśród zwierząt – z życia flamingów

Nasz kapitan opowiedział nam co nieco o ich zwyczajach i życiu. Nie wiedzieliśmy np. o tym, że flamingi rodzą się zupełnie białe i dopiero w trakcie życia, dzięki spożywanemu pokarmowi, nabywają charakterystyczny różowy kolor. Podobno w najlepszych dniach można spotkać ich tutaj nawet 35-40 tysięcy!

Ptaki żyją 15-20 lat, osiągając około 1,5 metra wysokości oraz do 5 kilogramów wagi. Okazuje się, że flamingi nie są specjalnie stałe w uczuciach. Co roku zmieniają partnerów. Na gody wybierają się do pobliskiego Río Lagartos.

Las namorzynowy

Po drodze do lasu namorzynowego przepłynęliśmy jeszcze obok Wyspy Ptaków, którą zamieszkują pelikany, czaple i inne gatunki. W tej porze większość z nich wybrała się na żer i choć w napięciu obserwowaliśmy każdy poruszający się liść, to zbyt wielu ptaków nie zobaczyliśmy.

Niezwykły był za to las namorzynowy. Nasz kapitan wykonał szybki zwrot przez lewą burtę i po kilku sekundach znaleźliśmy się w namorzynowym tunelu. Widok był niesamowity.

Na drzewach widoczne były kolonie termitów, podobno od czasu do czasu można spotkać tu krokodyle. Największe wrażenie zrobiły na nas olbrzymie systemy korzeniowe.

Kawałek dalej znajdowało się źródło, z którego biła woda z podziemnych cenote. Można było się tam wykąpać, choć nasz kapitan stwierdził, że nieraz pojawiają się tam krokodyle, co nieco ostudziło nasz zapał.

Vamos a la playa

Po mniej więcej 1 h 15 min szczęśliwi wróciliśmy do portu. To była bardzo fajna wycieczka. Spełnienie jednego z naszych marzeń wprawiło nas w świetny humor. Postanowiliśmy to uczcić jakimś dobrym jedzeniem.

Wzięliśmy trójkołową taksówkę do centrum. Przemiły starszy pan polecił nam restauracje przy plaży, gdzie serwowano owoce morza. Wybraliśmy krewetki i były przepyszne. Wszystko z widokiem na Zatokę Meksykańską. Spacer i chill na plaży domknęły nasz dzień.

Przynajmniej tę przyjemną część dnia – w kasie sprzedano nam powrotne bilety do Meridy, mimo że w autobusie nie było już wolnych miejsc siedzących. Całą drogę musieliśmy więc stać.

Przeczytaj również

Close