Gdy opowiadam o Medellin, dla wielu pierwszym skojarzeniem jest Pablo Escobar i serial Narcos. Jak wygląda miasto dwadzieścia kilka lat po jego śmierci?
Do Medellin dotarliśmy około godziny 20, dwie godziny po zapadnięciu zmroku. Zastanawialiśmy się, czy wziąć taksówkę do hotelu, czy może jednak, jak zwykle, dotrzeć do niego lokalnym transportem – w tym wypadku metrem. Za pierwszą opcją przemawiał fakt, że miasto jest duże i nie tak dawno temu było centrum wojen narkotykowych. Tu znajduje się grób Pablo Escobara, jednego z największych bossów narkotykowych w historii, który przerzucał tony kokainy do Stanów. Dodatkowo był to nasz trzeci dzień w Kolumbii i jeszcze do końca nie wiedzieliśmy, na co możemy sobie „pozwolić”.
Mimo wszystko wsiedliśmy w metro. Okazało się to dobrym rozwiązaniem. Na stacji docelowej uprzejmy policjant z pomocą Google Maps wytłumaczył nam, jak dotrzeć do hotelu. Wytłumaczył wszystko po hiszpańsku, ale zrobił to chyba ze 4 razy, żeby upewnić się, że zrozumieliśmy, którędy mamy iść.
Jego pomoc nie była jakimś wyjątkiem. W kolejnym dniu okazała się standardem działania w przypadku służb mundurowych (ewidentnie przeszkolonych w tym zakresie). Policjantów można spotkać dosłownie na każdym kroku. Zatrzymanie się na chwilę, by ustalić kierunek dalszego zwiedzania, kończył się bardzo często zagadaniem przez jednego z nich i pytaniem, czy potrzebujemy pomocy. Podobnie pomocni i życzliwi okazali się zwykli mieszkańcy.
Medellin, jak pokazał kolejny dzień, jest dużym i szybko rozwijającym się miastem. W ciągu ostatnich dwudziestu lat wykonano ogromną pracę, by zmienić niebezpieczne miasto, w którym standardem były strzelaniny i zabójstwa, w przyjazną przestrzeń do życia. Od ponad 20 lat konsekwentnie rozwija się transport zbiorowy, który obejmuje nie tylko autobusy i metro, ale również tramwaje i kolej linową.
Trzeba przyznać, że wyzwanie było olbrzymie. W pewnym momencie Escobar wypowiedział wojnę rządowi Kolumbii, z całą stanowczością wprowadzając swoją ulubioną technikę negocjacyjną plata o plomo (srebro albo ołów) – rozwiązania były zatem dwa: albo łapówka i przymknięcie oka na jego działalność, albo ołowiana kula. W pewnym momencie chcieli dopaść go wszyscy – rząd amerykański (tam w znacznej mierze trafiały narkotyki; Escobar trafił nawet na listę najbogatszych ludzi Forbes), kolumbijski (poza oczywistymi powodami, pojawiły się oskarżenia o wysadzenie samolotu, zabicie sędziów Sądu Najwyższego), konkurencja w postaci kartelu z Cali czy ofiary jego działalności.
Doszło do tego, że wywiad amerykański, kolumbijskie służby specjalne i paramilitarne Los Pepes wymieniali się informacjami, by osłabić i wyeliminować Escobara. Z drugiej strony wielu mieszkańców ukrywało go, pamiętając jego wsparcie (potrafił rozdawać pieniądze biednym czy sponsorować kluby piłkarskie). Przed przyjazdem do Medellin przeczytałem w jednym z przewodników, że w latach 90. można było za równowartość 30 $ zatrudnić sicario, czyli mordercę, które na nasze zlecenie zabije człowieka.
Przeszłość ciągle jednak wpływa na zachowania ludzi. Wieczorem, po dotarciu do hotelu, wybraliśmy się do knajpki na kolację. Miejscowi dyskutowali i oglądali telewizję. Nagle z ulicy dobiegł dźwięk, który mógł przypominać odgłosy strzałów. Kobieta, siedząca przy stoliku obok, automatycznie schowała się za filarem, a dwóch towarzyszących jej mężczyzn schyliło głowy do wysokości stolika.
Po chwili odgłosy zostały zdiagnozowane jako dźwięk motoru/skutera i wszyscy wybuchli śmiechem, rozładowując w ten sposób emocje. My patrzyliśmy na całość mocno skonsternowani. Po pierwsze, wszystko zadziało się tak szybko, że nawet nie zareagowaliśmy. Po drugie, zadziwiły nas automatyzmy, które zostały w ludziach mimo upływu lat.
Główne place i ulice w centrum miasta są bezpieczne, choć nie brakuje dość sporych kontrastów. Z Plaza Botero postanowiliśmy przejść do katedry (Catedral Basílica Metropolitana de Medellín). Dystans między dwoma miejscami wynosi może z 700 metrów. Po drodze, w środku dnia, jednak mieliśmy okazję zobaczyć prostytutki stojące niemal nago na ulicy i poczuć kleje wdychane przez młodych.
Symbolem zmian na lepsze są projekty realizowane w Dzielnicy 13 (Comuna 13), która od lat 50. zasiedlana była przez imigrantów. Jeszcze kilkanaście lat temu było to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w mieście, gdzie ścierały się ze sobą gangi i oddziały paramilitarne. Porządek miała przywrócić Akcja Orion przeprowadzona przez wojsko i policję w 2002 roku, jednak kontrowersje dotyczące metod stosowanych przez służby (zarzuca się im m.in. torturowanie mieszkańców, nieuprawnione aresztowania, przypadkowe wzięcie cywilów w ogień krzyżowy) nie zostały wyjaśnione do dziś.
Realizowane są tu projekty artystyczne, które mają aktywizować mieszkańców i włączyć ich we wspólne działania mające na celu zmianę w ich sąsiedztwie. W Dzielnicy 13 zostały także zamontowane ruchome schody. Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu i fakt, że miasto oprócz doliny rzeki Medellin mocno rozbudowane jest na okolicznych wzgórzach, takie rozwiązanie stanowi duże ułatwienie. Trzymam kciuki za sukces realizowanych tu działań.
Generalnie staramy się niewiele czasu spędzać w dużych miastach. W czasie tej podróży, poza kilkoma wyjątkami, unikaliśmy dużych ośrodków. Medellin jest jednak jednym z tych miejsc, które warto odwiedzić.