fbpx

Islas Ballestas – Galapagos dla ubogich

przez Piotr Łącki

Zapraszam na wyspy, gdzie zbierano guano, w powietrzu unoszą się dziesiątki tysięcy ptaków, lwy morskie mają swoją porodówkę, a na piachu wyrysowany jest wielki halucynogenny kaktus. Na deser będzie o destylacji alkoholu z winogron i najstarszej winnicy Ameryki Południowej.

 

Galapagos, gdzie Darwin poskładał w całość teorię ewolucji, to dość droga zabawa. Taka opcja nie mieściła się w naszym budżecie i finalnie odwiedziliśmy Islas Ballestas, pieszczotliwie określane mianem Galapagos dla ubogich. Niecałe 300 kilometrów na południe od Limy znajduje się Paracas. Ta niewielka miejscowość jest usytuowana w niesamowitym miejscu. Z tarasu naszego hostelu widzieliśmy Ocean Spokojny, a po obróceniu się o 180 stopni naszym oczom ukazywała się bezkresna pustynia, z iście księżycowym krajobrazem.

 

Do Paracas przyjechaliśmy autobusem. Mieliśmy jeszcze kilka dni do lotu, który z Limy miał zabrać nas do Iquitos, miasta dla zuchwałych pośrodku dżungli. Postanowiliśmy spędzić je na wybrzeżu, a nie w kolejnym wielkim mieście. Zupełnie przypadkowo trafiliśmy do Paracas Backpackers House, którego śnieżnobiałe ściany wskazywały, że został otwarty (wyremontowany?) niedawno. W Ameryce dość często po prostu dojeżdżaliśmy do kolejnej miejscowości i na miejscu szukaliśmy zakwaterowania. Odwiedzaliśmy zwykle kilka miejsc i w maksymalnie 20-30 minut znajdowaliśmy fajne miejsce. Zawsze można było negocjować ceny.

Na miejscu okazało się do tego, że ceny wycieczek oferowane w hostelu są najniższe spośród wszystkich firm oferujących takie atrakcje. Dodatkowo zdecydowaliśmy się na combo w postaci wycieczki na Islas Ballestas przed południem i touru na pustynię w drugiej części dnia, co pozwoliło otrzymać dodatkowy rabat. Bardzo polecamy to miejsce.

O poranku udaliśmy się na przystań, z której wyruszyliśmy motorówką z trzydziestką innych turystów. Plusem naszej łodzi było to, że po każdej stronie siedziały tylko dwie osoby, co sprawiało, że robienie zdjęć odbywało się w całkiem komfortowych warunkach. Na łodzi obecny był również przewodnik, który po hiszpańsku (obszerniej) i angielsku (krótsza wersja) opisywał odwiedzane miejsca.

Pierwszym miejscem, które zobaczyliśmy, był ogromny, wyrysowany w piasku kandelabr. Są różne teorie dotyczące tego znaku. Jedni mówią, że w ten sposób piraci zakodowali miejsce ukrycia skarbu. Inni twierdzą, że był to znak wspomagający nawigację w tym rejonie. Znajdą się również tacy, którzy będą przekonywać, że ten wielki geoglif swoim kształtem przypomina kaktus, który służył lokalnym plemionom do mistycznych ceremonii.

Gdy dotarliśmy do wysp, pierwszym, co przykuło naszą uwagę, była olbrzymia ilość gauno, którym pokryte były skały. Całość pokryta była biało-szarą powłoką. Część ptaków ruszyła już tego dnia na żer, reszta zwlekała z wyruszeniem, niemniej ilość odchodów dawało wyobrażenie, ile musi ich tu być, gdy wszystkie zlecą się wieczorem. Wyspy zamieszkują kolonie kormoranów, pelikanów i innych ptaków. Hałas, który wytwarzały, skutecznie zagłuszał silniki. Spotkać można również pingwiny Humboldta.

Guano było nawozem, stosowanym na szeroką skalę w rolnictwie. Przez niektórych było nazywane złotem XIX wieku. Spór o bogate w związki mineralne i chemiczne odchody doprowadził do konfliktu zbrojnego pomiędzy Chile a Peru, a Amerykanie w 1856 roku wprowadzili w życie Guano Islands Act, prawo pozwalające objąć w posiadanie w imieniu rządu Stanów Zjednoczonych wysp, na których znaleziono złoża guano.

Znalezienie dużych złóż saletry na Pustyni Atacama, a później badania Fritza Habera (Nobel z chemii w roku 1918), dające początek nawozom sztucznym, zakończyły „gównianą gorączkę”. Obecnie, wraz z wzrostem znaczenia rolnictwa ekologicznego, guano ponownie zyskuje na znaczeniu. Skali zjawiska nie sposób porównać jednak do sytuacji z XIX wieku.

Największe wrażenie zrobiły na nas lwy morskie. Płynąc między wyspami, widzieliśmy pojedyncze osobniki, które leniwie wygrzewały się na skałach. Nagle jednak naszym oczom ukazała się olbrzymia plaża, na której wylegiwało się kilkaset osobników. Nasz przewodnik nazwał to miejsce porodówką – tu na świat przychodzi kolejne pokolenie. Ten widok naprawdę robił wrażenie. Tego dnia udało nam się również uchwycić matkę pływającą razem ze swoim dzieckiem. Jak gdyby nigdy nic po prostu przepłynęli kilka metrów od naszej łodzi.

Z popołudniowej wycieczki na pustynię zapadła nam w pamięć szczególnie Czerwona Plaża (Playa Roja) oraz kąpiel w Zatoce Lagunillas. Jedna z większych atrakcji w tym rejonie, formacja skalna zwana La Cathedral przestała istnieć w 2007 roku, zniszczona w czasie trzęsienia ziemi. Przejażdżka po pustyni stanowiła super uzupełnienie dnia. Dla aktywnych warto wspomnieć, że trasę tę można zrobić również na rowerach, choć tu należy wziąć pod uwagę pogodę i możliwe upały.

Koneserom wina polecam również zajrzeć do winnicy Tacama, najstarszej w Ameryce Południowej. Podobno jej historia sięga XVI wieku. Właśnie stąd winorośl rozprzestrzeniła się na Argentynę i Chile. Praktycznie co pół godziny oferowane są wycieczki po winnicy połączone z degustacją wina i pisco.

Zwiedzanie i kosztowanie wina można przedłużyć na własną rękę w przyjemnie urządzonej knajpce. Popołudnie minęło nam na niespiesznym sączeniu białego wina i jedzeniu genialnej kanapki z duszoną wołowiną w sosie na bazie wina. Warto odnotować ponadto samo usytuowanie winnicy – znajduje się ona na pustyni, na wysokości ledwie 50 m n.p.m. Najłatwiej można dostać się do niej taksówką z Ica. Spaceru nie polecam.

Pod koniec XVIII wieku Hiszpanie, w ramach swojej protekcjonistycznej strategii, zakazali eksportowania peruwiańskiego wina, co zaowocowało jego destylacją i tak spopularyzowane zostało pisco. W Chile i Peru alkohol ten jest uważany za dobro narodowe i nawet współcześnie oba kraje spierają się, kto był pierwszy.

Zostawiając te spory na boku, będąc na miejscu, warto spróbować pisco w wersji pisco sour (w najprostszej wersji z sokiem z cytryny, białkiem jajka, cukrem oraz lodem). W okolicy Ica znajduje się masa destylarni i rodzinnych firm produkujących pisco, które oferują degustacje. Uprzedzam jednak, że kilka degustacji połączonych z pustynnym słońcem stanowi mieszankę wybuchową.

 

Ameryka Środkowa i Południowa w 20 odcinkach

  1. Witajcie Karaiby! – Wyspa Kobiet (Isla Mujeres)
  2. Islas Ballestas – Galapagos dla ubogich
  3. DIY: Jak wejść na dach Ameryki Środkowej (Wulkan Tajumulco) za 12€?
  4. Miasto dla zuchwałych – Iquitos
  5. Salento – gdzie serce bije w rytm kawy
  6. Medellin – w mieście Pablo Escobara
  7. Smaki: jerk chicken
  8. Baños – miasto dla aktywnych!
  9. Casa de la musica
  10. Otavalo – w poszukiwaniu Indian i ekwadorskiego hand made’u
  11. Nikaragua – w najbiedniejszym kraju Ameryki Środkowej – cz.1
  12. Nikaragua – Corn Islands, Ometepe, San Juan – cz. 2
  13. Tikal – w świecie Majów
  14. Atitlan – jezioro, trzy wulkany, Boże Narodzenie i jarmark w Chichi
  15. Nicoya – w poszukiwaniu najstarszych mieszkańców ziemi
  16. Panama City – w cieniu drapaczy chmur i w poszukiwaniu Kanału
  17. Tanio z Panamy do Kolumbii (30.08.2018)
  18. W dół Amazonki z Iquitos do Manaus (6.09.2018)
  19. Rio dla każdego! (13.09.2018)
  20. Co warto wiedzieć przed wyjazdem do Ameryki Łacińskiej? – 20.09.2018
  21. TOP10 miejsc do odwiedzenia w Ameryce Środkowej i Południowej z naszej podróży – 27.09.2018

 

NEWSLETTER

Chcesz być na bieżąco? Zapraszam do zapisania się na newsletter.





Regulamin i polityka prywatności

Przeczytaj również

Close